Spróbujmy spojrzeć na kryzys wokół Trybunału Konstytucyjnego spokojnie.
W stanie prawnym poprzedzającym posiedzenie w dniach 8-9 marca Prezes Trybunału miał alternatywę:
(a) dopuścić do orzekania niechcianą trójkę sędziów i rozpoznać nowelizację ustawy o Trybunale w pełnym składzie i najprawdopodobniej większością 10:5 orzec o jej niekonstytucyjności albo
(b) narazić rozstrzygnięcie TK na zarzut nieważności albo wręcz nieistnienia ze względu na rozpoznanie sprawy w niewłaściwym składzie orzekającym, ale konsekwentnie odmówić trzem sędziom prawa do orzekania.
Wybrał opcję (b). Czy słusznie?
Spór o skład TK rozpoczął się od wyboru 5 sędziów (w tym dwóch „awansem”, na podstawie niekonstytucyjnego przepisu) przez Sejm poprzedniej kadencji, następnie Prezydent odmówił przyjęcia od nich przysięgi, a Sejm obecnej kadencji uznał, że wybór pozbawiony jest mocy prawnej i dokonał wyboru nowych sędziów, od których Prezydent przysięgę już przyjął. Do momentu uznania przez TK niekonstytucyjności przepisu, na podstawie którego Sejm poprzedniej kadencji wybrał owym „awansem” dwóch sędziów, w ogóle nie dopuszczano możliwości jakiejkolwiek kontroli decyzji Sejmu o wyborze sędziów. W razie ich zaprzysiężenia przed orzeczeniem TK, wyrok miałby walor jedynie akademicki, a wybór stałby się faktem. Natomiast zakwestionowanie przez TK rzeczonego przepisu usankcjonowało precedens konstytucyjny, a mianowicie możliwość ponownego wyboru sędziów TK jeśli poprzednio wybrany kandydat nie został zaprzysiężony. Wyrazem tego precedensu jest dopuszczenie przez prezesa TK do orzekania dwóch sędziów wybranych przez Sejm obecnej kadencji. Rubikon został wręcz przekroczony. Spór koncentruje się zaś wokół tego czy „samokontrola” dokonana przez Sejm obecnej kadencji (wybór pięciu nowych sędziów) i zaaprobowana przez Prezydenta (zaprzysiężenie) podlega kontroli Prezesa Trybunału Konstytucyjnego (dopuszczenie do orzekania jedynie dwóch sędziów wybranych w trybie „samokontroli” PRZED orzeczeniem TK o niekonstytucyjności przepisu umożliwiającego wybór „awansem”).
Upraszczając zatem powyższy wywód, mając do wyboru niekwestionowalność wyroku TK i suwerenność prezesa Trybunału, prezes postanowił zawalczyć o swoją pozycję ustrojową. Z jakim efektem dla siebie osobiście i funkcji prezesa to dopiero zobaczymy. Jednak szansa na zakończenie kryzysu i wątpliwości co do składu i podstaw działania Trybunału została zaprzepaszczona.
Radca prawny Marcin Bonicki