Prezentujemy felieton Marcina Chmielowskiego – prezesa oddziału Kraków w naszym Stowarzyszeniu i jednocześnie jednego z bardziej znanych polskich libertarian. Ten krótki tekst jest nawiązaniem do artykułu pt. „Nie jesteśmy konserwatywnymi liberałami”, który kilka dni temu ukazał się na stronie powstającej Partii Libertariańskiej.
Libertarianie – więcej pozytywizmu!
Powstaje pierwsza w historii Polski Partia Libertariańska. Oczywiście, jako libertarianin, z ciekawością i dużą dozą przychylności przyglądam się jej budowaniu. I robię to nawet pomimo tego, że powoływanie libertariańskiej siły politycznej uważam za niezbyt szczęśliwe rozwiązanie. Dlatego właśnie, oprócz szczerej sympatii dla kolegów libertarian, trudno mi nie poświęcić chwili na napisanie tego, co już teraz w Partii Libertariańskiej mi się nie podoba.
Tekst „Nie jesteśmy konserwatywnymi liberałami”, który w ostatnich dniach – niestety, nie podpisany – znalazł się na stronie Partii Libertariańskiej, w moim odczuciu pokazuje istotną wadę dopiero co powstającej partii. Nie będę polemizował z samym stwierdzeniem, że libertarianie to nie konserwatywni liberałowie. To rzecz oczywista, a jeżeli dla kogoś taką nie była, to dobrze się stało, że autor tekstu postanowił wyprostować pojęcia. Gorsze światło na Partię Libertariańską rzuca jednak sam wydźwięk całości odezwy. Widzimy bowiem, jak patrzący w przyszłość i jednocześnie dystansujący się od tradycji działacze partii wchodzą jednak w jej koleiny. I to od razu nie te, które byłyby dla nich – moim zdaniem – najwłaściwsze.
W polskiej polityce mamy bowiem zasadniczo dwie tradycje. Insurekcyjno-romantyczną i pozytywistyczną. Czy nam się to podoba czy nie – w wyobrażalnej przyszłości każdy ruch, partia czy po prostu siła polityczna, za wyjątkiem chyba tylko tych zupełnie bezideowych, chcąc nie chcąc swoimi działaniami podpisze się pod którąś z nich. Stanie się to nawet z libertarianami, ze swej natury przedstawicielami postpolityki, którzy działając w realiach politycznych nie unikną wpisania się w ten podział. I jakkolwiek z kolegami z Partii Libertariańskiej łączy mnie afiliacja ideowa (przy całym bogactwie różnych nurtów w obrębie libertarianizmu – na pewno zgadzam się z nimi co do pryncypiów), tak jednocześnie chyba już dziś mogę napisać, że podpisaliśmy się pod różnymi tradycjami.
Jestem wolnościowym pozytywistą. Uważam, że tylko systematyczną pracą u podstaw libertarianie mogą osiągnąć choćby przybliżenie stanu, który uważają za idealny. Zdaję sobie sprawę z tego, że ten cel jest na tyle dalekosiężny, że mogę nie dożyć jego realizacji (dla ciekawskich – mam 29 lat). Nie zwalnia mnie to jednak od odpowiedzialności za poszerzanie strefy wolności. Perspektywa, w której jej triumf będzie jednak realny, każe mi sensownie liczyć koszty i kalkulować. Także sojusze, w które jako libertarianin wchodzę. A w czasach, gdy nadal króluje polityczność, wchodzenie w sojusze jest czymś naturalnym. Przyzwyczaiłem się więc do tego, że nie muszę się z kimś zgadzać w 100%, aby z nim pracować. Nie wierzę za to w to, aby w chwili obecnej budowanie siły politycznej było najlepszym z możliwych sposobów pożytkowania sił i środków wciąż niezbyt licznych polskich libertarian. W dodatku siły, która niejako na wstępie za swój główny cel stawia sobie zachowanie czystości ideowej. Nawet za cenę rozsądnej politycznej kalkulacji.
I właśnie dlatego Partia Libertariańska to – moim zdaniem – romantycy. Próba utworzenia partii politycznej w sytuacji, w której elektorat praktycznie pokrywa się z aktywistami to ewidentny przykład liczenia sił według zamiarów. Ja osobiście widzę inną drogę rozwoju ruchu libertariańskiego w Polsce.
Powtórzę jeszcze raz, że to oczywiste, że libertarianie to nie konserwatywni liberałowie. Ale czy to znaczy, że te dwie grupy nie mogą ze sobą współpracować? Naprawdę jesteśmy już na tym etapie odzyskiwania wolności, że możemy pogardzić sojusznikami, z którymi co prawda nie zgadzamy się w kwestii roli i zadań państwa, ale w wielu pozostałych – możemy dojść do porozumienia? Inaczej pytając – czy polski libertarianin może pozwolić sobie na przypływ romantyzmu i odrzucić potencjalnych sojuszników – zwłaszcza takich, którzy są – i dobrze o tym wiedzą – sojusznikami taktycznymi?
Rozumiem niechęć niektórych libertarian wobec działania w partiach o profilu innym, niż właśnie libertariański. Kwestię tego, czy to już dostateczny powód dla tworzenia partii tylko i wyłącznie dla libertarian na razie zostawmy na boku. Nie rozumiem jednak pisania odezwy, która jest odcięciem się nie tylko od konserwatywno-liberalnych polityków. Ale też i aktywistów. Nie widzę powodu, dla którego libertarianie mieliby nie współpracować z konserwatywnymi liberałami w jedynym obszarze, w którym na rzecz wolności jest dziś sens pracować – czyli trzecim sektorze, gdzie od podstaw można propagować ideę wolnościową. Oczywiście, pamiętając przy tym o różnicach, które są pomiędzy libertarianami i konserwatywnymi liberałami. Z punktu widzenia libertarianina jesteśmy jednak w takim punkcie zawłaszczenia wolności jednostki przez państwo, że spory o to, czy świadczenie na rzecz państwa powinno wynosić 10% od dochodu, czy też powinno być dobrowolną darowizną, czy może w ogóle nie powinno być podatków, są sporami na dzień dzisiejszy wyłącznie akademickimi. W realnym działaniu pozbawionymi znaczenia. Może więc lepszym rozwiązaniem niż powoływanie partii byłaby działalność na rzecz pozyskiwania wyborców, którzy w przyszłości na tę partię zagłosują? Na razie bowiem działania Partii Libertariańskiej przypominają mi budowanie domu począwszy od dachu, nie od fundamentów.
Oczywiście, grupa inicjatywna powołująca Partię Libertariańską zrobi to, do czego została powołana i to, co w jej mniemaniu jest słuszne – czyli powoła partię. Przypominam jednak, że drzwi w KoLibrze dla libertarian są zawsze otwarte i aktywność partyjna nie wyklucza aktywności społecznej. A według szacunków, już dziś ponad 30% członków Stowarzyszenia KoLiber to zadeklarowani libertarianie, którym idea konserwatywno-liberalna pomaga w realizacji ich libertariański wizji.
Marcin Chmielowski
Prezes o/ Kraków Stowarzyszenia KoLiber
Libertarianin.
Prosimy o wypełnienie wszystkich pól deklaracji zgodnie z prawdą oraz odesłanie jej skanu na adres koliber@koliber.org. Następnie skontaktuje się z Państwem prezes lokalnych struktur i poinformuje, jak dokończyć proces rekrutacji i w jaki sposób zacząć z nami działać.
Potrzebujemy tylko Twojego adresu mailowego, na który będziemy wysyłać newsletter. Nie poprosimy Cię o żadne inne dane osobowe.
Bycie Sypmatykiem naszego stowarzyszenia, choć ma wiele korzyści, nie wiąże się z żadnymi opłatami czy składkami.
© 1999-2023 Stowarzyszenie Koliber, ul. Żurawia 47/49 lok. 205, 00-680 Warszawa.